🐍 Recenzja Filmu Dzieci Z Dworca Zoo
W Teatrze im. Aleksandra Sewruka w Elblągu od 12 stycznia oglądać można najnowsze dzieło Giovanny’ego Castellanos’a – „My, dzieci z Dworca ZOO” – głośny tekst lat 70-tych ubiegłego wieku. To nie pierwsze spotkanie kolumbijskiego reżysera z elbląską sceną.
Ciekawostką jest fakt, że w ekranizacji wystąpił sam David Bowie, grając samego siebie. Cała ścieżka dźwiękowa filmu jest oparta na jego twórczości. Akcja obejmuje lata 70. XX wieku kiedy nastoletnia Christiane F. przeprowadza się wraz z matką do Berlina Zachodniego (jej rodzice rozwiedli się, a ojciec zabrał siostrę).
Minęło prawie 40 lat od premiery szokującej książki "My, dzieci z dworca ZOO". Dziś 54-letnia Christiane Vera Felschernirow żałuje, że została jej bohaterką. Jak potoczyło się jej życie po premierze książki i filmu? Zobaczcie nasze wideo.
Takie głosy można było usłyszeć już po opublikowaniu w sieci traileru serialu My, dzieci z dworca ZOO. Od razu pojawiły się głosy, że obraz Kadelbacha zbliżony jest do Euforii, zbyt odstający od realiów i problemów znanych z książki czy filmu Edela. Serial My, dzieci z dworca ZOO można już obejrzeć na platformie HBO Go
Serial "My, dzieci z dworca ZOO" na HBO GO / DGPtalk / Materiały prasowe HBO GO Reklama W najnowszym odcinku podcastu "DGPtalk: Mistrzowie popkultury" Marcin Cichoński zaprasza na subiektywną recenzję serialu "My, dzieci z dworca ZOO", który ukazał się w lutym 2021 r.
Robert Glumbek. Dzieci z dworca ZOO. Balet współczesny. Scenariusz: Robert Glumbek. Muzyka: David Bowie i inni. Impresja na temat najważniejszych wątków poruszonych w książce i filmie My, dzieci z dworca ZOO. Premiera: 12 maja 2018 r.
Michał Piepiórka. Recenzja filmu My, dzieci z dworca Zoo (1981) - Pieprzyć szary beton. 12-letnia Christiane po rozwodzie rodziców mieszka z siostrą Sabine i matką w niewielkim mieszkanku w Gropiusstadt -
Kup teraz na Allegro.pl za 232,02 zł - CHRISTIANE F. (MY, DZIECI Z DWORCA ZOO) BLU-RAY 4K (13440663357). Allegro.pl - Radość zakupów i bezpieczeństwo dzięki Allegro Protect!
Jana McKinnon - profil osoby w bazie Filmweb.pl. Filmografia, nagrody, biografia, wiadomości, ciekawostki.
Jeszcze w tym miesiącu na platformę HBO GO trafi 8-odcinkowy serial, będący adaptacją głośnej książki "My, dzieci z dworca ZOO".
"My, dzieci z dworca Zoo" to poszerzona, serialowo przetworzona wersja autobiografii Christiane F., która była również inspiracją dla kultowego filmu o tym samym tytule. Jej klimat na ekranie podkreśla muzyka, która powstała z inspiracji twórczością Davida Bowiego i we współpracy z David Bowie Estate.
"My, dzieci z dworca Zoo" to poszerzona, serialowo przetworzona wersja bestsellerowej autobiografii Christiane F., która była również inspiracją dla kultowego filmu o tym samym tytule. Książka została przetłumaczona na 30 języków i sprzedana na całym świecie w 5 mln egzemplarzy. POLECAMY: 25 lat serialu "Matki, żony i kochanki
QV1Qav. Dwunastoletnia Christiane przeprowadza się do Berlina Zachodniego, gdzie poznaje Detlefa, pod wpływem którego zaczyna sięgać po coraz mocniejsze narkotyki.
Książka o Christiane F. i jej życiu nastoletniej narkomanki ukazała się w Polsce w czasie, kiedy mniej więcej miałam tyle lat co ona, kiedy zaczęła brać. Dla mnie i moich znajomych – dzieci z okolic Dworca Wschodniego, była to bardzo ważna lektura, mówiąc dzisiejszym językiem: książka tylko że dla nas była ona przede wszystkim o życiu w innym świecie i wcale nie chodzi tu o narkotykowe odjazdy. Opowiadała o tym, jak naszym równolatkom żyje się za żelazną kurtyną, w tej lepszej, ciekawszej części Europy. Narkomania i wszystko to, co się z nią wiązało, wydawało się naturalną, a równocześnie fascynującą częścią tamtego świata, tak różnego od blokowiska w peerelu. W ten sposób książka stała się czymś na kształt mitycznej opowieści. Czy odstręczała od narkomanii – nie wiem. Myśmy nie mieli dostępu ani do haszyszu, ani do LSD, ani do heroiny. Tu dostępny był butapren i tri, więc – mówiąc słowami Herberta – niebranie było „kwestią smaku”, odmową poddania się socjalistycznym erzacom. Pozwoliłam sobie na ten osobisty wstęp, dlatego że nurtuje mnie powód, dla którego zdecydowano się przerobić książkę-wywiad z Christianą F. na przedstawienie baletowe. Zarówno scenariusz, jak i choreografia oraz reżyseria są autorstwa jednego człowieka – Roberta Glumbeka, tak więc spektakl jest jego autorskim można przeczytać w programie: „Spektakl Dzieci z dworca ZOO to impresja na temat najważniejszych wątków poruszonych w książce i filmie. Taniec współczesny jako środek wyrazu jest w stanie spojrzeć na tę opowieść z innej strony i pokazać to, co do tej pory być może umknęło uwadze odbiorców”. Szczególnie ta ostatnia zapowiedź wydała mi się intrygująca – co takiego można nowego powiedzieć ruchem, co umknęło w lekturze. Kiedy po latach wróciłam do książki o Christianie F., to nie wizje zachodniego świata, ale bardzo naturalistycznie oddane opisy walki z własnym ciałem w trakcie głodu narkotykowego, jak i odtruwania przebiły się na plan pierwszy. Choć ruch wydaje się bardzo dobrym środkiem do oddania poprzez ciało tego, co ciało odczuwa, sceniczna impresja na temat najważniejszych wątków książki poszła raczej w stronę romantycznego obrazu grupy młodych ludzi spotykających się gdzieś razem, spędzających ze sobą czas i tworzących dla siebie ważną grupę rówieśniczą. Narkomania z tego przedstawienia to zjawisko przeestetyzowane, bardzo piękne i fascynujące w oglądzie, do czego przyczynia się także użycie jako ścieżki dźwiękowej piosenek Davida Bowiego (słuchanych przez autentycznych bohaterów książki) oraz bardzo pięknej muzyki islandzkiego twórcy, Valgeira Sigurðssona, oraz eksperymentalnych utworów Ólafura Arnaldsa i Alice Sary z The Chopin Project, a także Johnniego Greenwooda, Haushki, Jóhanna Jóhannssona i w spektaklu mało jest przedstawiania fabuły z książki (można rozpoznać scenę odwiedzin w dyskotece SOUND czy ucieczkę przed policją na dworcu oraz śmierć Babsi) natomiast bardzo starannie i szczegółowo oddano scenę rozpadu rodziny Christiane, która stała się w ten sposób wyraźnym zaznaczeniem tego, dlaczego dziewczyna zaczęła brać narkotyki. W tej pierwszej scenie Christiane (Karolina Cichy-Szromnik) ubrana jest jeszcze w dziewczęcą pomarańczową sukienkę, taką samą w cytrynowym kolorze nosi jej siostra (Stephanie Nabet), obie swoim ruchem podkreślają jeszcze dziecięcość ich postaci. Z ich delikatnością kontrastuje pełen gwałtowności, by nie rzec – agresji, taniec między matką (Monika Marszałek) a ojcem (Vasyl Kropyvnyi). Ojciec odchodzi z siostrą, matka zostaje z Christiane. Jest to najbardziej narracyjna scena w całym spektaklu, reszta to bardziej impresje lub ruchowe wariacje wokół fabuły książki, ta ledwie jest zaznaczona przy pomocy zbiorowych układów, które przeważają, oraz kilku duetów. Tak więc poszczególne sceny nie tyle opowiadają o tym, co się zdarzyło się w życiu Christiane, lecz tworzą obrazy budujące nastrój wspólnoty. W ten sposób nie ona jest główną bohaterką, protagonistą staje się cała zbiorowość. Ona jest raczej kimś wprowadzającym nas w ten właściwym twórcą jest tajemnicza postać określona w programie jako Fatum (Maksim Yasinski). To ona wyłania się z mroku zaraz po tym, jak rodzina Christiane się rozpada. Ubrana jest jak awangardowy artysta – w czarne skórzane spodnie i surdut, ma bardzo jasną twarz, przypomina jakiegoś demona. To niewidzialny król podziemia, trzyma się od reszty na dystans, ale kieruje działaniami Christiane. To za jego sprawą wychodzi ona z dzieciństwa i przemienia się w narkomankę – znaną na świecie Christiane F. Zamienia dziecinną sukienkę na czarne leginsy, krótką czerwoną spódnicę i dżinsową kamizelkę. Jej strój, podobnie jak kostiumy innych postaci, spokojnie mógłby być codziennym ubiorem młodzieży w latach osiemdziesiątych: proste dżinsy, skórzane kurtki, flanelowe koszule w kratę zawiązane wokół w jakiej rozgrywa spektakl, sugeruje bliżej nieokreślone podziemia, w jakich może rozgrywać się akcja. Jest to duża ciemna hala z kilkoma ruchomymi kolumnami w tyle sceny oraz schodami prowadzącymi gdzieś na górę. Realność tej przestrzeni wzmacniają autentyczne ściany zamkowej opery pokryte graffiti, z których odłażą kolorowe, porwane plakaty. W tyle sceny widać rozliczne znaki zakazu, niektóre z nich zamazane są farbą. Z przodu sceny nieco komicznie wyglądają bardzo symetrycznie ułożone „śmieci” – każdy pojedynczo, w regularnych odstępach od innych. Dopiero kiedy w jednej ze scen tancerze rozkopują je na różne strony, ten element scenografii przestaje straszyć sztucznością. Jednoznacznie przestrzeń ta staje się halą dworcową w scenie śmierci Babsi, kiedy na ziemi leży ciało dziewczyny, a dookoła obojętnie mijają je postacie w prochowcach. Natomiast o wiele częściej odrealniają ją snujące się po scenie dymy oraz zawsze przytłumione, miękkie światło, jakim jest oświetlona. To odrealnienie oraz brak scen choćby nawiązujących do strasznych, drastycznych opisów głodu narkotykowego czy prostytucji, którą Christiane zarabiała na narkotyki, powodują, że owa taneczna impresja przywołuje jakiś poetycko-romantyczny obraz grupy narkomanów. Ich stopniowa degeneracja zaznaczona jest zaledwie w kilku momentach, kiedy ich taniec jest spowolniony czy wtedy, gdy tancerze wplatają w układ znaczące pocieranie przedramion. Najbardziej widoczne jest to w scenie otwierającej drugi akt, kiedy grupa narkomanów wędruje po scenie niczym Dzieci z dworca ZOO było dużą estetyczną przyjemnością dzięki świetnie i z energią wykonanym znakomitym układom tanecznym. Trudno było mi się tylko odnaleźć w tak daleko posuniętej estetyzacji tego, co uestetyzowane traci swoją moc oddziaływania. Narkomania to nie jest zjawisko, jak każde inne; tu pokazywane jest w swojej wersji upoetyzowanej, przez co traci swoją grozę – śmierć nastoletniej dziewczyny nie musi być od razu konsekwencją narkotyków, zdarza się też z innych powodów. W spektaklu staje się mało ważnym dodatkiem do niemal nostalgicznej opowieści o grupie rówieśników – ich młodości durnej i chmurnej, ale jednak pięknej. Dzięki temu szczeciński spektakl, mimo iż wykonawcy nie śpiewają, sytuuje się gdzieś między narkotycznymi wizjami z Hair a rodzimym musicalem, który rozgrywał się na stacji podziemnej kolejki. Nie jestem pewna, czy o taką „inną stronę” opowieści twórcom na Zamku w SzczecinieDzieci z dworca ZOOchoreografia i inscenizacja: Robert Glumbekscenografia: Wacław Ostrowskikostiumy: Tijana Jovanovićreżyseria świateł: Dawid Karolakobsada: Karolina Cichy-Szromnik, Paweł Wdówka, Maksim Yasinski, Monika Marszałek, Vasyl Kropyvnyi, Stephanie Nabet, Viola Daus, Nayu Hata, Emma McBeth, Filip Krzyżelewski, Piotr Nowak, Vladyslav Golovchuk, Żaneta Bagińska, Nadine de Lumé, Julia Kucharska, Roger Bernad, Łukasz Przespolewskipremiera:
Ogółem film był do przeżycia, osobiście oceniłam go na 'dobry'. Jednak to zakończenie było takie nagłe, niespodziewane, że szok. Ominęli naprawdę baardzo dużo, czas tracili za bardzo na pokazywanie miasta, na początku jazdę pociągiem i pokazywaniem właściwie otoczenia i sam koncert Dawida Bowie. Ile scen by zdążyli więcej ująć? Naprawdę sporo rzeczy zostało ominiętych - choćby odwyk w dobrani całkiem dobrze. Główna bohaterka była podobna do samej Christiane; była bardzo szczupła, tak jak i ona i ogólnie można było ją przeżyć. Osobiście ją nawet polubiłam. ;).. no jak to każdy film, no cóż - musieli trochę ominąć, bo książka jest spora, a wszystkiego na pewno by w 2-godzinnym filmie nie jak Wy sądzicie?
Pierwsze co przychodzi mi na myśl o książce to wstrząsająca. Jednak dlaczego życie codzienne jest dla nas wstrząsające? Coś co się dzieje obok nas, na co sami chcemy przyzwolić legalizacją marihuany. Uważa się, że „coś zakazanego” smakuje o wiele lepiej, czyli kiedy „marycha” będzie powszechnie dostępna nikt nie będzie po nią sięgał. Sama trzymałam stronę legalizacji bez zastanowienia, uważałam środki odurzające za oczywiste jak papierosy czy alkohol. Czy to na pewno dobre wyjście dla osób uzależnionych? Czy jeszcze bardziej ich nie krzywdzimy podając im śmierć na tacy? Marihuaną się nie zabijesz, aczkolwiek wkrótce, kiedy już się przyzwyczaisz przestanie dawać „dobrego kopa” i poszukasz czegoś była i Christiane zwykła nastolatka z Berlina Zachodniego. W wieku dwunastu lat zaczęła palić haszysz w klubie „Haus der Mitte”. Jak sama opisuje chciała się przypodobać tamtejszemu społeczeństwu. Chciała być zauważana przez starszych chłopaków. Chciała być akceptowana, co moim zdaniem było spowodowane przez brak tolerancji w domu i przemoc doznawana przez niespełnionego ojca. Dzięki temu Christiane dostała szybką i bolesną lekcję życia, które tylko utwierdziło ją w przekonaniu, iż bytowanie na trzeźwo to jeden, wielki zawód. Chciała do kogoś należeć, być w paczce przyjaciół, z którymi łączyło ich osiągnięcie jak największego kopa bez udziału heroiny. Wszyscy zażywający hasz wiedzieli, że jak raz spróbujesz hery łatwo z tego nie wyjdzą, a standardowym zakończeniem tej przygody jest śmierć samobójcza zwana „złotym strzałem”. Po pewnym czasie co kolejni znajomi Christiane zaczęli „niuchać” herę, a ona nie mogła być tchórzem, dlatego spróbowała. Tak właśnie się zaczęło. Z czasem niewinna zabawa zaczęła przybierać coraz bardziej tragiczne formy. Nastolatka wmawiała sobie, iż nie jest uzależniona fizycznie i w każdej chwili może skończyć, bo goryczy prawdy nie mogła przełknąć. Kolejne strony to opis walki z własnymi słabościami na odwyku Jednak po co walczyć, gdy nie ma się dla kogo? Po co „być czystym” skoro wszyscy znajomi są na haju?Kiedy czytałam powieść od razu rzuciły się w oczy zdjęcia narkomanów umieszczone w środku . Na pierwszym z nich widnieje Detlef oraz na ostatnim. Zdumiewająca jest różnica między dwiema fotografiami zrobionymi w małym odstępu czasu. Niesamowite jak heroina może zniszczyć doszczętnie cały organizm. Z przystojnego chłopaka zmienił się w wrak, samą skórę i kości, która wygląda na około czterdziestu lat. Czasem trudno uwierzyć, że to było naprawdę, iż bohaterowie nie byli wymysłem autorki, a wszystkie zdarzenia są odwyk Christiane przeżywałam z wypiekami na twarzy „połykając” kolejna strony, ale to nic porównując moje emocje związane z pojawieniem się w powieści Detlefa, którego szczególnie polubiłam. Obrzydliwe, ale jednocześnie niecodzienne były ich poświęcenia cielesne dla heroiny. Mogli się puszczać za działkę, mogli kłamać i oszukiwać siebie nawzajem, byle, żeby władować sobie jak książka, która powinna być przestrogą dla młodych nastolatków, którzy coraz bardziej odważnie „smakują życia”. Po przeczytaniu lektury zmieniłam swoje stanowisko w związku z marihuaną. Dziewczyna zerwała kontakty z narkotykami tylko dzięki temu, iż nie mogła w pewnym momencie się do nich dostać. Gdyby mogła kupić działkę w sklepie spożywczym na pewno nie dożyłaby dnia dzisiejszego. Strach przed policją też jest hamulcem dla większości nastolatków, którzy boją się mieć styczność z prawem. Nie zapominajmy o konsekwencjach zdrowotnych. W biografii dziewczyna często podkreśla jak wyniszczoną ma wątrobę, że nie może jeść nic innego oprócz jogurtów, jak często miała żółtaczkę, jest to książka o ludzkich słabościach, które potrafią nas wepchnąć na samo dno.
Książkę "My, dzieci z dworca ZOO" poleciła mi moja siostra. To właśnie dzięki niej po nią sięgnęłam, bardzo mnie zaciekawiła. Po przeczytaniu opisu na tylnej okładce, wiedziałam już, że ciężko będzie mi się od niej 'oderwać', ponieważ lubię czytać książki opowiadające o problemach młodzieży,złych wyborach, a ta książka właśnie taka jest. Ksiązka została napisana w 1978 roku. Autorami tekstu są Kai Hermann i Horst Rieck, dziennikarze niemieckiego „Sterna”. Jest to książka dokumentalna, tekst spisany na podstawie rozmów z Christiane F, młodą narkomanką z Berlina Zachodniego. W książce znajdują się liczne fotografie,między innymi znajomych dziewczyny. Główną bohaterką ksiązki jest właśnie Christiane F. młoda, narkomanka i prostytutka. Nastolatka dość szczegółowo mówi o wszystkich etapach jej nałogu. Pokazuje również na jakie czyny i poświęcenia stać narkomanów, aby zdobyć pieniądze na kolejną "działkę". Opisuje swoje bezskuteczne próby odwyku. To wszystko daje nam straszny obraz życia nastolatków, którzy uciekają od problemów w narkotyki. Książka "My, dzieci z dworca ZOO" jest przeznaczona dla młodzieży, jak i dla dorosłych. Młodych może ostrzec do czego prowadzi zażywanie narkotyków, zaś dorosłym może pokazać, jak ciężko jest przetrwać nastolatkowi w okresie dojrzewania. Według mnie zdecydowanie warto sięgnąć po tę książkę. Choć została napisana wiele lat temu, nadal jest aktualna. Problem narkotyków wciąż istnieje. Jest widoczny jeszcze wyraźniej, kiedy to wszyscy żyją w biegu, rodzice nie mają czasu dla nastolatków, którzy zostają sami z problemami. Zdecydowanie mogę polecić tę książkę osobie w każdym wieku. zdjęcie okładki
recenzja filmu dzieci z dworca zoo